Nie mam dziś ochoty na gapienie się w ekran, a jednak to robię. Nie mam ochoty czytać "Chłopów", a jednak muszę. Nie mam ochoty myśleć o przyszłości, a jednak myśli same wyrywają się spod jarzma mej władzy i świadomości.
Dziś po raz pierwszy chciałabym się podzielić z Wami moim wierszem, którego jeszcze nie wstawiałam na photobloga (ale znając życie wstawię jeszcze dziś - tam też długo mnie nie było). Chciałabym poznać Waszą opinię, krytyka, hejty - wszystko przyjmuję na klatę.
SPOJRZAŁEM
Spojrzałem na swe życie
i moje oczy poczęły krwawić
Tyle szans, tyle goryczy
cięło me ciało raz po raz
Rozrywany fałszem i namiętnościami
opuściłem sam siebie zmieniając rzeczywistość
...
Reumatyczny ból?
...
A może ból istnienia?
...
Czuję to!
Wiatrem przejęty do rdzenia suchych kości
zatopiony w 666 litrach piekielnej wódki
wołam za twymi-swymi plecami
- Wina! - błagam - wina czerwonego od mej krwi
...
Czuję jakby sztylet między kośćmi lewej ręki
Lucyferze, to Ty?
Aniele, to Ty?
Gabrielu?
Jezusie?
...
Spojrzałem na swe zwierciadło
i moje stygmaty znów poczęły krwawić