niedziela, 17 stycznia 2016

Jak nie dać się studniówkowemu szaleństwu?

Witam Was serdecznie,

wybaczcie moją nieobecność, choroba, szkoła i moja praca nie dają dużo czasu, a komputer cały czas nie chce współpracować. Muszę chociaż z nim coś zrobić... Całe szczęście zaczęły mi się ferie, więc posty będą regularnie, by wynagrodzić Wam braki.

   Styczeń - czas studniówek, wielkich przygotowań i dosłownego szału. Ten rok dopadł również i mnie.
   Moja studniówka wypadła 29 stycznia w koniec ferii zimowych, co nie powiem, jest sporym atutem. Dziś jednak chciałam opowiedzieć Wam o tym całym zamieszaniu, histerii i wzdychaniach związanymi z balem studniówkowym.

   Mam nadzieję, że pomoże to tym, którzy mają studniówkę w następnych terminach, bądź mają ją za rok.




CZĘŚĆ I: EMOCJE, SAMOPOCZUCIE I WYGLĄD


source: https://img1.etsystatic.com/063/2/7997668/il_570xN.792115861_4c9z.jpg


   Pierwsze, co powinniście wiedzieć: szaleństwo rozpoczyna się od końca listopada, a wzmożona histeria od Nowego Roku. Oczywiście wszystko zależy od terminu balu. Zaczyna się dość niewinnie, by u niektórych jednostek osiągnąć istne apogeum.
   Nie oszukujmy się, ale histeria dotyczy głównie dziewczyn. Nienawidzę generalizacji, ale w tym przypadku muszę jej ulec. Rozumiem, że bywają chłopcy, którzy też przejmują się wręcz nadmiernie swym wyglądem, ale procent tak samo myślących dziewczyn bije ich na głowę!

   Rozumiem, że to taka ważna chwila, jedyna, innej takiej nie będzie, bla, bla, bla... Naprawdę rozumiem strach przed tym, że jakaś inna dziewczyna przyjdzie w takiej samej sukience, ale bez przesady...

   Podczas gdy jedne przejmują się strojem, drugie boją się o poloneza.

   DZIEWCZYNY, WYLUZUJCIE! ;)
   Nawet jeśli pomylicie kroki, to nikt tego nie zauważy. Polonez to nic innego jak chodzenie z lekko kulawą nogą, która "odzywa" się tylko na tzw. raz.


   Kolejna sprawa:
   Błagam, jeżeli nie potraficie chodzić na szpilkach, albo jest Wam po prostu niewygodnie, to się nie katujcie!
   Sama nie lubię, nie umiem, rękami i nogami bronię się od szpilek, więc na studniówkę zakładam buty na niewysokim, szerokim obcasie.
   Nawet jeżeli potraficie chodzić w szpilach i wychodzi Wam to znakomicie, to nie kierujcie się samym wyglądem butów. Mogą być piękne, a cisnąć jak dwa demony wbijające w Twoje palce szatańskie widły. To nie będzie miało żadnego sensu, jeżeli będziesz narzekać koleżankom, albo partnerowi na buty lub co gorsza, siedziała ze skwaszoną miną przez całą imprezę.
   Krwawiące stopy na studniówce są passe...

   A co z sukienką? Też nie warto wybierać coś co ciśnie, nie jest w takim kolorze, albo ma materiał, w którym czujemy się niekomfortowo. Chyba żadna nie chciałaby co chwilę sprawdzać, czy nie spada jej góra od sukienki, tylko dlatego, że nie leży jak powinna, prawda?
   To tak samo, jakbym ja, która chodzi tylko w czarnych ciuchach, miała wyskoczyć w różowej, żarówiastej sukience. Przez to, jak Ty się czujesz w danym ubraniu, w pewnej mierze widzą Cię też inni. Jeżeli nie czujesz i nie chodzisz w czymś swobodnie, inni mają wrażenie, że wyglądasz nienaturalnie, a to sprawia komiczne wrażenie.

   Co do dodatków i makijażu: tutaj wszystko zależy od gustu. Jeżeli wolisz prostotę i delikatność postaw na minimalistyczną biżuterię (zazwyczaj srebrne lub złote łańcuszki) i niezbyt mocny makijaż, podkreślając tym samym to, co jest Twoim największym atutem, np. piękne oczy, kości policzkowe, etc. Jeżeli jednak wolisz coś mocniejszego i bardziej wyrazistego możesz wybrać kolię albo inny element stroju rzucający się w oczy, jak duża bransoleta, czy wydatny pierścionek.

   Wszystko zależy tak naprawdę od stroju i jego kolorystyki. Ja stawiam na prostotę kolorów, którą ożywiam mocnym makijażem i wyrazistą biżuterią, jednak nie odbiega to zbytnio od moich codziennych preferencji. (mocny makijaż = długa, mocna kreska + ciemny cień do powiek)
   Do niektórych sukienek biżuteria jest wręcz niepożądana, ze względu na, np. koronkę w górnej części, czy połyskujące elementy. Wtedy efekt mógłby przypominać choinkę bożonarodzeniową, a tego raczej żadna by nie chciała.



CZĘŚĆ II: SKLEPY, SKLEPIKI, KOSZTA I KOSZCIKI





   Nie jestem w stanie powiedzieć Wam, kiedy najlepiej zacząć oglądać się za kreacją studniówkową.    Jestem zdania, żeby nie dać się zwariować... Po prostu nie szukać jej rok przed balem, ani w tydzień przed. Chociaż w okresie około marca powinny być przeceny sukienek, jednak nie chcę się w ten temat zagłębiać, gdyż nie raz zostałam skrytykowana za tego typu podejście, bo przecież takie sukienki będą już niemodne, to końcówka kolekcji, ble i tego typu wypowiedzi. Jeżeli jednak tak nie uważacie, to może być to dobry sposób na pozyskanie sukienki w lepszej cenie niż normalnie.
   Moim faworytem są second-handy. Nie chodzi mi o tzw. szmateksy, gdzie wywieszone są same schodzone i sprane ciuchy. W ekskluzywnych second-handach można dostać sukienki od znanych projektantów, za które zapłacimy (w tym wypadku z drugiej ręki) równowartość nowej sukienki zakupionej za około 150 zł na wyprzedaży w sklepie internetowym, bądź jakiejś sieciówce.
   W poszukiwaniu takich sklepów radzę o wybranie się do większych miast. W mniejszych nieraz też można trafić na perełki, jednak to już jest trudniejsza sztuka.

   Oglądałam trochę sukienek studniówkowych w sklepach stacjonarnych, jak i internetowych i załamałam się. Powiem szczerze, że jeżeli macie gust alternatywny, to nie macie co szukać (chyba że mówimy o typowo klimatycznych i alternatywnych sklepach internetowych). Szczerze mówiąc, ceny mnie zabiły, a sukienki nie powaliły.
   Cóż... trudny żywot alternatywnego człowieka.

   Sukienka to koszt 150-400 zł
   Wiem, że ten przedział jest dość rozpięty, ale takie są moje odczucia i spostrzeżenia, niestety...


   Buty też nie są tanim zakupem.
   Ceny za szpilki, czy czółenka wahają się od 90 do 200 zł.


   Nie ciesz się, jeżeli kupiłaś taniej prostą czarną sukienkę. Jeżeli będziesz chciała ją ożywić biżuterią, to jej koszta wyrównają się do droższych sukienek.
   W zależności od rodzaju i jakości biżuterii od 90 do 200 zł.


   Zdałoby się mieć coś pod ręką... Aparat, telefon i kosmetyczka nie zmieszczą się nawet w marynarce Twojego partnera, a taszczyć ze sobą oversizową torbę na pół stołu to już lekka przesada. Zapewne wybierzesz małą torebkę albo kopertówkę, może nawet w jakimś wymyślnym kolorze.
   Torebka, koszt około 60-100 zł.

   Na koniec tradycyjna podwiązka i czerwona bielizna (chyba, że nie pasuje Ci do stroju, w takim razie jej nie ubieraj, bo po co...) koszt około 30 zł.

   Myślisz, że to już koniec? Ha ha ha, o nie...
   Jeżeli nie masz odpowiednich pończoch/rajstop albo potrzebny Ci inny stanik do sukienki, to musisz się liczyć z dalszym opróżnianiem portfela.


   Jeżeli chodzi o strój męski... Nie, faceci wcale nie mają łatwiej. Garnitur to duża inwestycja, tak samo jak dobre buty garniturowe, czy koszula. Jeżeli chłopak ma jeszcze fantazje, co do spinek do mankietów, to wykosztuje się tak samo jak dziewczyna, chyba że ma nosa do okazji, co bardzo się sprawdza w tego typu zakupach!



CZĘŚĆ III: ZACHOWAJ UMIAR...


source: http://spendit.pl/wp-content/uploads/2013/08/Borsa-SL-1.jpg



   500 zł na sukienkę to lekka przesada, szczególnie za ciuch, który ubierzesz tylko raz. I nie wmawiajcie mi, że możecie ją ubrać na wesele kuzynki Twojej sympatii, bo jeżeli ma pełno tiulu, albo jest zbyt przesadzona, to jasne, że w niej nie pójdziesz na czyjś ślub! No chyba, że wygląda w granicach rozsądku. Te pieniądze można wydać w lepszy sposób, np. odłożyć na wakacje, albo na coś, co bardziej Ci się przyda. Nie wiem, jakieś odjechane buty... tak, mam tu na myśli w moim przypadku New Rocki; albo bilet na koncert czy festiwal.

   Czasem jak tak słucham różnych relacji, opinii i głosów, to niektóre dziewczyny traktują studniówkę jak własne wesele. Kiedy słyszę o fryzjerkach, kosmetyczkach, makijażystkach, manikiurzystkach to robi mi się słabo. Fryzury i makijaże próbne przyprawiają mnie o ból głowy.
   Wiem, że znośne i nawet ładne hybrydy można zrobić u koleżanki za 20/30 zł. To i tak lepsze niż moda studniówkowa w 2005-2008, kiedy zakładało się tipsy.
   Nie rozumiem tego wyrzucania kasy w błoto... Nie jestem przesadnie oszczędna, bo potrafię wydać dużo kasy na torebkę, buty, czy tatuaż... ale nie na nic takiego i mi samej nie potrzebnego jak fryzjer, czy makijażystka.
   Uczesać się potrafię, pomalować tak samo. Paznokcie jakoś ogarnę i dam z tym radę sama, może z lekką pomocą mamy. Nie mówię, że jeżeli masz ciocię, czy kuzynkę, które zajmują się fryzurami, makijażem, czy paznokciami, to nie masz z tego skorzystać, ale jeżeli jedziesz do najlepszego fryzjera w mieście na fryzury próbne, a potem na oficjalne, to lekka przesada.
   Boję się pomyśleć, jak takie osoby będą się zachowywały na swoim ślubie, albo ślubie swoich dzieci.

   Słyszałam zabawną historię od mojej przyjaciółki... Dziewczyny z jej klasy kłócą się o smak tortu studniówkowego. Ech, widocznie każdy ma jakieś problemy, prawda?


PODSUMOWANIE

   Studniówka nie jest tanią imprezą. Na sam początek musimy policzyć sumę, którą płacimy od tak. U mnie za parę (wliczony film i zdjęcia) wychodziło 350 zł. Całe szczęście podzieliłam się tą sumą na połowę z moim Wojownikiem. Jednak jeżeli zapraszasz jakiegoś kolegę, albo kuzyna, to niestety koszt spada wyłącznie na Ciebie.

Zestawienie:

  • wpłata 300-400 zł za parę,
  • sukienka 150-400 zł,
  • buty 90-200 zł,
  • biżuteria 90-200 zł,
  • torebka 60-100 zł,
  • inne pierdoły (podwiązka, bielizna, pończochy, odpowiedni stanik) około 60-80 zł
___________________________________________________________________________
RAZEM: 750-1380 zł
+ wedle uznania: fryzjer (od samego uczesania, po wymyślne ścinania, koloryzacje czy pasemka), hybrydy, zabiegi kosmetyczne (jakieś maseczki, oczyszczanie skóry, brwi, przedłużania rzęs, etc), makijaż. Nie wiem ile bym miała za to doliczyć, ale myślę, że taki pakiet full service mógłby kosztować około cztery stówki, jak nie więcej.

+ alkohol we własnym zakresie (nie oszukujmy się... i tak wszyscy piją)



   Widzicie zatem, że nastroje panujące przed studniówką nie są spokojne i uwierzcie, każda robi wszystko by nie wyglądać jak inna dziewczyna na balu, po czym wychodzi, że wszystkie wyglądają i tak podobnie... Także nie ma się czym martwić.

   A jeżeli naprawdę masz ochotę założyć coś innego niż większość, to nie bój się. Może ironia sprawi, że przez Twoje "olewanie" całej tej histerii będziesz wyglądała wyjątkowo.




   Za dwa tygodnie wstawię posta, w którym dowiecie się jak wyglądała moja kreacja studniówkowa oraz ile mnie uczyniła :) mam jeszcze kilka szczegółów do dopracowania, więc nie mogę podzielić się nią z Wami w obecnym czasie...

Trzymajcie się ciepło, wampirki...

7 komentarzy:

  1. Przeczytałam i zgadzam się z tym aby nie dać się zwariować,a prostotą można zaszokować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis. Mam nadzieję,że będziemy się dobrze bawić za te niecałe dwa tygodnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W mojej szkole jest juz po studniowce i kosztowała ona 450 złotych. Licząc fotografa, kamerzyste, katering,tort oraz Dj :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na swojej studniówce nie byłam (nie żałuję!), więc mnie to ominęło. Mój partner, który jednak jest młodszy ode mnie na studniówkę swoją nie idzie, nie żałujemy, więc po raz kolejny mnie to ominie. Dla nas impreza, na której musisz się tylko pokazać, zatańczyć poloneza, siedzieć w towarzystwie ludzi, którym najchętniej przyłożyłoby się włączonym żelazkiem w twarz i jeszcze płacić za to tak niebagatelne sumy, to głupota. Za pieniądze, które rodzice mego lubego mieliby zapłacić za nas oboje, pojechaliśmy na mecz do Niemiec. Nie dajmy się zwariować, jeden dzień w naszym życiu, nie będący ślubem, nie jest tego wart.

    Pozdrawiam, Kat de Wolf
    http://katdewolf.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. ja już wpadłam w studniówkowe szaleństwo, studniówka za tydzień a ja ani butów nie mam, ani biżuterii, ani nie wiem jak się pomalować, do fryzjera się nie umówiłam haha, wszystko na ostatni moment, więc życz mi powodzenia :D

    http://tragicm4gic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Studniówka, kiedy to było: już 8 lat temu! Pamiętam, że strasznie nie chciałam iść, bo nigdy nie lubiłam tego typu zorganizowanych imprez (wolałam hard koncerty i niezapomniane domówki xD), ale jednak coś mnie tknęło i się wybrałam; miałam sukienkę ze sklepu indyjskiego za 80 zł (taką czarną, z całą masą falbanek), a glany sznurowane do kolan zmieniałam na szybko na jakieś płaskie butki z satyny^^ Nie wspominam źle, ale nie byłam jakoś szczególnie zachwycona, bo zwyczajnie mnie takie potańcówki nie ruszały^^ Pozdrawiam i zapraszam do siebie: www.blacklady.blogujaca.pl Justyna

    OdpowiedzUsuń
  7. Heh, mam wrażenie, że ludzie z roku na rok coraz bardziej wariują. Owszem, swoją studniówką też się przejmowałam (ostatecznie było beznadziejnie xd), ale obyło się bez xanaxu i zbędnych kosztów. Do dziewczyn, które odchodzą od zmysłów: wrzućcie na luz, bo nie wiadomo jak byście się nie starały, za kilka lat i tak stwierdzicie, że albo fryzura była spaprana, albo sukienka jednak nie taka.. Ważne żebyście się dobrze bawiły. Niech w pamięci utkną Wam miłe chwile, a nie cisnące buty :D

    OdpowiedzUsuń