piątek, 9 października 2015

Mój pierwszy raz...

Witam Was serdecznie...

   Dziś post, który miał się pojawić tydzień temu, ale czasu zbrakło. Chciałam podzielić się z Wami bardzo ważnym i ekscytującym dla mnie wydarzeniem. Drugi dzień każdego miesiąca jest zawsze magicznym dniem, albo po prostu 2 jest moją szczęśliwą liczbą. Moja i Wojownika rocznica przypada na 02.03 (niedługo będzie już trzecia!) i teraz też 02. (tym razem) października zapadnie w moją pamięć na wieczność.
   Powiedzmy, że tego dnia minęły 2 lata i 7 miesięcy naszego oficjalnego związku, ale ja się nie rozdrabniam na jakieś miesiące... Niczym są w porównaniu do wieczności, a no i też nie o tym chciałam pisać!

źródło: deviantart (tattooed_girl_by_tracksix)


   02.10... Nie idę do szkoły. Wiedziałam o tym od ponad dwóch tygodni... Budzę się o 6:50... Po przebudzeniu czuję ucisk w żołądku. Czyżby był to stres? Chyba radość pomieszana z ekscytacją i leciutkim strachem.
   Nie mogę skupić się na najprostszych czynnościach, więc decyduję się na wypicie herbaty. Jako herbatoholik mam zazwyczaj zespół napięcia przedherbatowego, a delikatny smak ciepłego napoju koi moje nerwy.
   Poczułam się lepiej. Przygotowałam się jak najlepiej potrafiłam. Chwila medytacji, ulubiony perfum i poprawka przed lustrem... W końcu to miał być mój pierwszy raz - należała się temu celebracja w najwyższej formie.

Autobus 08:08... Na miejscu coś przed 09... Zakupy i powolny spacer do miejsca mego przeznaczenia. Miałam być na 10.


Ville & Kat... & E.A. Poe's eyes...



   Szczerze, nie pamiętam jak tam doszłam... Za dużo myślałam i szłam niczym robot. O dziwo byłam spokojna, można powiedzieć, że zbyt spokojna.
   Przyszłam. Było coś za pięć dziesiąta. Było ok... naprawdę dobrze. Poprosił, bym usiadła i poczekała zanim wszystko przygotuje. Nie było problemu. Napisałam może jeszcze jedną wiadomość na telefonie i przeglądałam zdjęcia słodkich kotów w necie.

   Nagle moich uszu dobiegł dźwięk, który poraził mnie do samego rdzenia kręgowego. Jakby coś uderzyło mnie w głowę, powodując długotrwałe otępienie. Dźwięk świdrował mi umysł i serce, wprawiając w jego kołatanie. Instynkt samozachowawczy doszedł do głosu i mówił "Do diabła, nie zniosę tego dźwięku dłużej! Wracamy do domu, Judith!". Jednak miałam jeszcze coś takiego jak zdrowy rozsądek i resztki spokoju. Uspokoiłam ten chory instynkt, a raczej wyrzuciłam go na dobre ze swojej głowy, Jednak fakt, faktem... Dźwięk był przerażający, jak na ten pierwszy raz.







   Napisałam SMSa o treści "ej, boję się" i czekałam jeszcze kilka minut.
   Kiedy usłyszałam, że mogę już usiąść na specjalnym miejscu, na którym miałam spędzić z dupą nieco ponad cztery godziny (z przerwami rzecz jasna), wyjawiłam swój sekret, który trawił moje wnętrze od tych kilku minut. - Cykam się - powiedziałam cicho, przełykając ślinę.
   - Nie masz się czego bać... Po pierwszych kreskach zobaczysz, że będzie ok.
   - Jezu... - powiedziałam machinalnie, myśląc o zgoła innej, wręcz opozycyjnej postaci. Powinnam lepiej chyba precyzować, o czym myślę...
   Odpowiedział mi coś, co przywiodło mi na myśl moje własne słowa, a raczej cytat z mojej niewydanej (i ciekawe czy kiedykolwiek ją wydam) książki, "Rubinowej Tablicy". Jeden z bohaterów drugoplanowych - Lucyfer - cały czas powtarzał głównej bohaterce - Dianie - zdanie "Boże nic ci nie pomoże".

BTW, muszę  się zabrać znów za pisanie Rubinowej... Czwarty tom czeka na ukończenie. Ale wracając...


   Zaczęliśmy to, o czym marzyłam od dawien dawna...
   Pierwsza kreska... Nie ma bólu? Ale... Heh... Wow, to nawet jest przyjemne. Nie nawet, to jest niewiarygodnie przyjemne!


Tylko mój <3 - kontur



   Pierwszy raz od długiego czasu poczułam, że żyję... Że jestem tu i teraz w każdej najjaśniejszej formie egzystencji duchowej i fizycznej. Mózg wypełniały endorfiny, a duszę przepełniało spełnienie porównywalne z ukończeniem znakomitego wiersza. Tylko tym razem nie czułam się jak Bóg podczas tworzenia...
   Byłam Aniołem stwarzanym przez Boga. Zmieniał plastyczną formę czegoś, co było we mnie od zawsze w coś trwałego, które przetrwa wieki. Dostałam kolejny dowód mej nieśmiertelności.
   Z każdą minutą czułam się bliżej swej duszy. Czakry współpracowały jak nigdy i miałam wrażenie, że mogłabym w tym momencie stworzyć coś doskonałego w swej formie, ale to ja wtedy byłam tworzona i nie mogłam się wyrwać, a nawet nie chciałam, spod tego magicznego uczucia tęsknoty do anielskiej formy.
   Jakby na powrót dostać skrzydła, zamiast cholernych, jątrzących się każdego dnia ran.
   Nie, nie znalazłam w tamtej czterogodzinnej chwili sensu życia. Mogę powiedzieć, że po prostu on sam mnie znalazł i mogłam go sobie uzmysłowić w pełnej treści. Życie przez moment wydawało się piękne...
   Ale nie zmieniło swych barw znów na ciemne. Raczej ukazało mi prawdę. Że wszystko jest niejako dobrem i złem... A dobro i zło to pojęcia względne, o czym już wiedziałam od dawna.
   Jednak teraz to było oczywiste, jak 2+2.
   Do końca odrzuciłam zbędne zdania "zbędnych ludzi", gdyż nikt za mnie nie przeżyje tego życia.
   I liczy się to, co jest tu i teraz... Nie chcę i nie będę żałować niczego. Ta droga jest mym marzeniem i przeznaczeniem...




Kontur + początek cieniowania

Prawie całość... Jeszcze Ankh

W domku... Już pod folią :)



   Cała moja podróż po upragnione cudo i czterogodzinna sesja zakończyła się duchowym orgazmem, porównywalnym tylko z twórczością E.A. Poe, Baudelaire'a, Koraba-Brzozowskiego, Micińskiego razem wziętych. To tak jak naćpać się każdym słowem, które czytasz i przetwarzasz w głowie, odnajdując sens złożonych wersów, pachnących opium i absyntem.


Luźna myśl: Tatuażysta nawet kiedy nic nie mówi, wykonuje większą robotę niż 666 psychologów. Chwała im za to...



Poniedziałek 05.10...




Kiedy następny tatuaż...? Myślę, że na koniec roku, ewentualnie po studniówce.


Posłowie:
Wielkie ukłony i uszanowanie dla mojego tatuażysty.
Jak będziecie szukali dobrego studia w okolicach Torunia/Olsztyna (100km to jeszcze okolica, prawda?), to zapraszam Was i polecam mojego mistrza - CenturionTattoo 





Pozdrawiam Was, wampirki i do miłego...
PS: wybaczcie za błędy... piszę na migrenie...

sobota, 3 października 2015

Przesiąknięci na wskroś kadzidłem

Witam serdecznie,
z tego co widzę, to nie było mnie tu już miesiąc. Wrzesień jest moim znienawidzonym miesiącem - nie potrafię się odnaleźć w szkole (jak co roku) a do tego zmiany atmosferyczne, szczególnie przestawienie z lata na wczesną jesień, mi nie służy.

Teraz powoli odzyskuję grunt pod nogami, więc mam nadzieję, że posty będą się pojawiać co tydzień - zazwyczaj pewnie w weekendy, inaczej nie będę w stanie zagospodarować sobie tyle czasu.

Na ten post zbierałam siły od wakacji, ale zawsze coś krzyżowało moje plany.
Chciałam dzisiaj Wam pokazać moją kolekcję kadzidełek.
Zacznę od tego, że kadzidła są ważnym elementem w moim życiu. Jak byłam mała, moja mama często zapalała kadzidełka, a ja, można powiedzieć, że kultywuję tradycję rodzinną.



Najpierw kilka słów ogólnych na temat kadzideł.

Kadzidła były wykorzystywane już w czasach starożytnych. Mieszanki ziół i roślin stosowano do celów religijnych, ale też jako środek dezynfekujący (odświeżenie pomieszczeń, okadzanie domów, etc.).
Wyróżniamy kadzidła w bryłkach, które są po prostu stwardniałą żywicą drzew z rodzaju kadzidla (to nie błąd, w nazwie tej nie ma litery "Ł"). Taka zaschnięta żywica nosi nieraz nazwę olibanum. Do mieszanek dodaje się zioła, opiłki kory drzew, płatki wonnych kwiatów, różnie z tym bywa.

Oczywiście mamy też kadzidełka indyjskie, które możemy podzielić na kadzidełka patyczkowe (tzw. trociczki), pyłkowe (też na patyczkach, jednak różni je sposób wykonania) oraz na stożkowe.
Myślę, że warto przedstawić różnicę między typowymi kadzidełkami patyczkowymi a pyłkowymi. Różnicą jest węgiel drzewny, który spotykany jest w k.patyczkowych, natomiast w pyłkowych używa się głównie żywic, ziół, etc. Mogą mieć różne kolory, w odróżnieniu od normalnych kadzidełek patyczkowych, które ze względu na węgiel są często czarne. Moje kadzidełka pyłkowe są w jasnobrązowym kolorze - takie są zazwyczaj spotykane - a do tego łatwo spada z nich pyłek, za to mają głębszy bukiet zapachów (są świeższe i pozbawione typowego dla kadzidełek ostrego zapachu węgla drzewnego).

Bez zbędnego gadania przedstawię Wam moją kolekcję, którą planuję powiększyć w następnym tygodniu, podczas wizyty w Toruniu.







Jedno z moich ulubionych kadzidełek, kupione w Toruniu w sklepie Lokaah. Tak samo jak i kolejne należy do kadzidełek pyłkowych i ma piękny zapach - świeży, łagodny i słodkawy, który wprawia w mistyczny nastrój i pomaga przy medytacji.








Tu z kolei kadzidełka z mojej ulubionej firmy. Stamford produkuje naprawdę wysokiej jakości patyczki o ciekawych zapachach. "Spokój o północy" też jest słodkawy, ale znakomicie sprawdza się jako zapach na noc. O wiele lepiej go wtedy znoszę... Nie lubię spalać go za dnia.
Kupiłam je również w sklepie Lokaah w Toruniu.








Moje jedyne kadzidełka stożkowe wykonane przez Stamford. Dawniej miałam białe piżmo z Hema, ale skończyło się kilka miesięcy temu. Wampirza krew jest niesamowita - dość ciężka z nutami owocowymi, co nadaje jej nieco ostrego aromatu. Spalając je na pewno nie zrelaksujesz się do stanu przysłowiowej oazy spokoju. Jest raczej kadzidłem energetycznym.
Do każdego opakowania stożkowych kadzideł Stamford (innych firm z reguły też) dołączana jest metalowa, okrągła podstawka.
Stamford ma w swojej ofercie wiele "magicznych" i mhrocznych kadzidełek o fajnych nazwach (np. Demon's Lust, Angel's Touch, Wizard's Spell, Pixie's Dance i wiele innych). Jeżeli chcecie obejrzeć, poczytać lub kupić któreś z kadzidełek Stamford zapraszam Was na stronę LunaMarket.pl, skąd mam właśnie Wampirzą krew (Link bezpośrednio przenosi na katalog z kadzidełkami :) )







Zapach, który nigdy mi się nie znudzi... Miałam już z 5 opakowań opium i jak na razie jedynie zapach z Hem mi odpowiada najbardziej. Jest to normalne kadzidełko patyczkowe.




Dość nowy nabytek, jednak bardzo przydatny. Ma delikatny, nie duszący zapach.




Najbardziej duszący z mojej całej kolekcji. Nie spalam go dla przyjemności... Kadzidło Gold Rain jest kadzidełkiem intencyjnym. Zapalamy je, by przyciągnąć do siebie pieniądze. Ma naprawdę mocny, ciężki zapach. Nie polecam spalać go na noc.







Kolejne kadzidełka z serii "uspakajaczy". Ma milutką nutę lawendy i kwiatu pomarańczy. Gdzieś przez zapach przebija się tymianek.







Agarwood czyli agar... czyli drzewo żywiczne. W Indiach często wykorzystuje się korę tego drzewa do produkcji kadzideł, które wykorzystywane są do obrzędów religijnych. Powiem szczerze - jest nowe, jeszcze nie otwarte.







Kadzidełka można kupować też w większych opakowaniach. Ja posiadam trzy takie zapachowe kartoniki.







Aloes ma naprawdę piękny zapach. Nadaje się szczególnie na lato - jest świeży, lekki i nieco orzeźwiający.






Red Rose ma dość klarowny, czysty zapach, który od razu przywodzi na myśl bukiet pięknych, krwistoczerwonych, świeżo zerwanych róż. Jest przy tym dość słodki, ale myślę, że nie jest to wadą przy tym zapachu, a wręcz przeciwnie.






Jaśmin nie ma mocnego zapachu, ani w żadnym procencie nie jest słodki. To raczej zapach dobry na odświeżenie pomieszczenia. Nadaje mu ładny zapach.







Tak jak widać, trochę tego jest. Może nie aż tak dużo, ale nie trzymam pustych opakowań po zużytych kadzidełkach. Jestem ciekawa, czy Wy też lubicie od czasu do czasu zapalić sobie kadzidełka i jakie są Wasze ulubione zapachy :)



PS: ten wpis pisałam na raty przez kilka dni, więc proszę Was o wyrozumiałość.
PS2: jutro pojawi się kolejny post o bardzo ważnym wydarzeniu w moim życiu...




Stay alive and... zapraszam Was na kolejne posty :)
Obiecuję zaglądać tu częściej, wampirki

środa, 19 sierpnia 2015

Lorelei recenzuje #1: wisior z Restyle "MOON SWORD pendant"

Witam Was serdecznie!

Dziś post inny od wszystkich, otóż zdecydowałam, że czasem pojawią się tu malutkie recenzje i opinie związane z danymi produktami. Bloga zakładałam z myślą o moim miejscu, personalnym świecie przeplatanym imaginacjami i rzeczywistością. Pomimo mojej przygody z poezją, literaturą (ogólnie rzecz biorąc pisaniem) nie chciałam, by był to blog poświęcony tylko i wyłącznie mojej artystycznej pracy, więc nie mam wyrzutów sumienia, kiedy piszę coś zupełnie z tym niezwiązanego. Z głównego założenia ten blog miał opowiadać o moich przemyśleniach, pasjach, planach i pomysłach... i tak niech pozostanie.

Często zaglądam na Restyle.pl w poszukiwaniu szałowych dodatków, czy ciuchów w klimacie. Wiele z nich na długo zapada w pamięć, ale nie mam miliona złotych, by za każdym razem coś sobie sprawić, normalne. Nowa kolekcja biżuterii trafiła do sklepu bodajże 16 sierpnia (mogę się mylić, ale taka data figuruje w poście na facebooku), tego samego dnia tknięta impulsem weszłam na stronę Restyle. Od razu moim oczom ukazały się te wszystkie straszne piękności, które tylko korciły, by wydać na nie wszystkie pieniądze i obrabować bank, by je mieć.

To tak jak z pokemonami...






Pierwsze produkty, które wpadły mi w oko to kupiony wisior i pierścionek "OUIJA CURSOR". Pierścieni jednak mam dostatek, a no i moja mama zakochała się w naszyjniku. Od razu tego samego dnia (niedziela wieczór) zamówiłam "Księżycowy Miecz" i czekałam na nadejście przesyłki.

Link do "MOON SWORD pendant" na Restyle.pl → KLIK

Z racji mojej skręconej kostki wybrałam płatność przy odbiorze, dowóz kurierem "Siódemką". Strona powiadomiła mnie o 2 dniowym transporcie, a ja się już o nic nie martwiłam.
Przesyłka DOTARŁABY do mnie we wtorek koło 10 rano, ale Lorelei jak zwykle ma wyciszony rano telefon i musiałam oddzwonić do kuriera. Przyjechał troszkę później - coś przed 14. Od razu otworzyłam przesyłkę o moim oczom ukazało się dzieło sztuki... Dosłownie.









Restyle zawsze pakuje swoje produkty starannie. Naszyjnik był w folii, obtoczony na dodatek wielką połacią folii bąbelkowej, co jest na duży plus.
Misterne wzory na naszyjniku przykuwają uwagę. Na rękojeści naszego miecza dostrzegamy dwa półksiężyce zwrócone do siebie tyłem oraz środek - okrąg z małymi promieniami. Dla mnie jest to niejako nawiązanie do symbolu trzech księżyców bogini, ale mniejsza...
Nasz księżyc w pełni, czyli główna a zarazem centralna część naszyjnika, wpisana jest w trójkąt, pod którym znów widzimy półksiężyc tym razem zwrócony "rogami" do góry.







Ogólnie rzecz biorąc wisior wygląda na żywo o wiele lepiej niż na stronie. Jednak wszystko zależy od światła, jeżeli chodzi o grafikę, która została powiększona kaboszonem. Przy niektórych rodzajach oświetlenia kratery księżycowe mogą wydawać się zielone, może nie jakoś intensywnie, bardziej powiedziałabym o lekkim odcieniu ciemnej zieleni... To wszystko. Światło dzienne nie sprawia takiego złudzenia, wręcz przeciwnie. Grafika jest niebieskawa, czyli taka jaka powinna być.











Wisior jest dość masywny i ostentacyjny, więc nie polecałabym go osobom, które lubią "lekką" (pod względem wizualnym mam na myśli) biżuterię. Będą się w niej czuły ciężko i nieswojo.








Jedynym minusikiem, a raczej moją obawą jest zapięcie naszyjnika, które wydaje mi się bardzo delikatne w porównaniu do reszty, jednak mogą to być tylko obawy, a samo zapięcie może bardzo długo służyć.






Wybrałam ten naszyjnik, gdyż uwielbiam księżyc i motywy z nim związane. Kocham każdą kwadrę i żyję w rytmie księżyca, a nie słońca, pór roku czy czegoś jeszcze innego. Do księżyca mam szacunek, jak dziwnie to nie brzmi, gdyż jego blask jest wręcz magiczny, a on sam potrafi przynieść człowiekowi spokój i siłę.

Myślę, że kiedyś będziecie mogli poczytać tu więcej o moim związku z księżycem :)

A tak oto naszyjnik prezentuje się na szyi - przy max. zapięciu.







Naszyjnik jak i większość nowej biżuterii, a także ciuchy na Restyle projektuje Euflonica

Zapraszam serdecznie na podlinkowane strony, a co do zakupów na Restyle mogę powiedzieć tylko tyle - uwielbiam.

Moja ocena: 


  • cena: ★★★★☆ (45 zł za takie cudo? - warto, szczególnie, że wyglądem dorównuje niektórym produktom Alchemy Gothic)
  • obsługa sklepu/wysyłka: ★★★★☆ (bez zarzutu, jedynie cena wysyłki - jak w każdym sklepie internetowym, trochę duża)
  • projekt: ★★★★★ (nie mam nic do zarzucenia! piękności)
  • wykonanie: ★★★★☆ (piękne, jedynie niepokoi mnie zapięcie)
  • ogólna prezencja: ★★★★★ (niesamowicie pasuje do bladej cery i niebieskich oczu)






Z chęcią poznam Waszą opinię odnośnie mojego zakupu, a także nowej kolekcji biżuterii, czy zakupów na Restyle.
Trzymajcie się ciepło, wampirki V''V

czwartek, 13 sierpnia 2015

"Klawiatura"

Witam...

próbuję poradzić sobie z bólem nogi, więc przelewam go na papier i klawiaturę. Właśnie tak powstał ten oto wiersz. Od czasu remontu jest to mój pierwszy "twór" z racji braku notesu oraz dostępu do komputera.

Jest to niejako swego rodzaju prośba o przebaczenie...


Byłoby mi miło, gdybyście dali znać, czy Wam się podoba, bądź co Wy o nim myślicie.

Enjoy!







KLAWIATURA



Palce dotknęły jej chłodu
ścierpnięte od zimna łez
jakby niedotykane od lat
klawisze z czerni i krat

Bełkotem zszargane
gorączką opłakane
może i zapomniane
bezsilnie karane

jakby z głodu straciły swą teksturę i miękkość
jakby ktoś odebrał im wolność tworzenia


to przez farbę i gips
wiele kłótni i nic...

czy przebaczą mi?
moim palcom skąpanych w ich krwi?















poniedziałek, 6 lipca 2015

"Arytmia"

Witam...
   Jak znosicie kolejne dni okropnych upałów? ... bo powiem Wam szczerze, że tylko wentylator mnie przytrzymuje przy życiu.

   Na początku mam do Was ogromną prośbę. Chciałabym, byście polecili mi jakieś książki dotyczące aniołów, demonów, etc. Głównie interesują mnie anioły upadłe, ale z chęcią poczytam też i coś około tematu. Po prostu jest mi to bardzo potrzebne - coś w rodzaju spisu, gdzie nie będzie dwóch czy trzech linijek tekstu, ale wyczerpujący opis oraz (najlepiej by było) gdyby pokazany był graficzny wizerunek albo pieczęć lub sigil danego anioła. Przeżyję, jeżeli będzie to tylko słowny opis wyglądu, ale byłabym wdzięczna za każdą pomoc! :)


   Dziś podzielę się z Wami moim dość nowym wierszem, w sumie to jednym z najnowszych.

Enjoy...





ARYTMIA




02.07.2015 - 21:23


Tak bardzo mnie boli kiedy
wpychasz oczy w moje ciało
gwałtownym wdzieraniem
przecinaniem obłąkanego ostrza


parzyło, wiem...
przestało?
nie...


                                               historia się powtarza
                                                        teraz wiem by nie wierzyć
                                              wyłupiastym oczom


wyłupię je czarnym piórem
a krwią będę pisać jak tuszem


                                                                                         czy ja muszę...?


powtórzyło, rozumiem...
odpuścisz?
już dalej nie umiem...





                                                                                         nie wierzę już w nich...









sobota, 16 maja 2015

Cmentarz Highgate - upadek socjalizmu, zjawy i polowania na wampiry

Dzisiaj przedstawię Wam w końcu post, za który zabierałam się od dawna. Będzie on dotyczył cmentarza Highgate, a raczej ciekawych zdarzeń z nim związanych. Podzieliłam wpis na kilka części, aby czytanie było (mam nadzieję) przyjemniejsze.


PROLOG


Cmentarz ten założono w erze wiktoriańskiej, a otwarcie bram miało miejsce w 1839 roku. Znajduje się on na przedmieściach Londynu i obejmuje dość duży obszar ziemi, wręcz można powiedzieć ogromny (zależy z jakiej patrzeć perspektywy).
Szybko jednak zaprzestano prac porządkowych na terenie cmentarza, co sprawiło, że zaczął on niszczeć i zagłębiać się w samoistnie rosnącej tam zieloności wszelakiego pochodzenia.

źródło: en.wikipedia.org


To nadało specyficzny klimat temu miejscu, który jest odczuwalny po dziś dzień, ale zanim dojdę do sedna sprawy...

Na Highgate możesz znaleźć wszystko, czego Ci do szczęścia (haha) potrzeba. Bluszcz okrywa pomniki sławnych osobistości (spoczywa tu m.in. Charles Dickens z rodziną, Karol Marks i inni), w jednej części cmentarza możemy odnaleźć groby naszych rodaków (Wzgórze Orła Białego), można zwiedzić katakumby, albo aleję ekskomunikowanych za wszelkie przewinienia.
Do tego krążyły plotki, iż jest tu pochowany Kuba Rozpruwacz oraz potomek hrabiego Draculi.

Jakież to interesujące i inspirujące jednocześnie... Aż dziwne, że tam nic dziwnego się na stało, prawda?
Ale... zaraz, zaraz...

Właśnie do tego zmierzam.

Highgate to nie tylko malowniczy, mroczny cmentarzyk z wielką ilością nagrobków z rzeźbami aniołów porośniętych mchem. To miejsce ma jakąś energię i moc w sobie...


źródło: ladylovescake



Zacznijmy od początku...


HISTORIA MAKABRY

Już kilkanaście/kilkadziesiąt lat po otwarciu cmentarza usłyszeć można było o dziwnych zjawiskach na cmentarzu. Ekshumowane ciała wyglądały lepiej niż za życia - Tu warto przytoczyć przypadek pewnego pisarza, który podczas jej pogrzebu wrzucił do jej trumny rękopisy swych dzieł. Po kilku (?) latach zapragnął odzyskać rękopisy celem wydania i publikacji. Zarządził ekshumację zwłok swej ukochanej. Po otwarciu trumny (w znakomitym stanie zresztą), ciało nie nosiło żadnych oznak rozkładu, wręcz przeciwnie...  a włosy kobiety miały rzekomo być długości całej trumny.
Inna rodzina po ekshumacji zwłok bliskiej osoby zmarła, co do każdego członka.
Ekshumacja i przeniesienie szczątków Karola Marksa miało zatrważający wpływ na kondycję socjalizmu na świecie (głównie w ZSRR). [no nic, teraz Karolek ma dość ładny pomnik ze swoim popiersiem, a raczej... głową, ale mniejsza]
Rzecz jasna mówiono też o zwłokach, które miałyby wstawać nocą z grobów i wypijać krew z żywych.

źródło: www.hauntedrooms.co.uk




LUDZIE, KTÓRYCH NIE MA I NIE BYŁO

Jest wiele relacji osób, które odwiedziły Highgate i doświadczyło czegoś niebywale dziwnego i zaskakującego. Opuszczonymi alejkami przechadzają się osoby ubrane dość niecodziennie. Mowa tu o dość bogatych strojach z epoki wiktoriańskiej. Czasem chodzą pojedynczo, czasem z dziećmi (na Highgate znajduje się wiele rodzinnych grobowców). Niektórzy wołają do zagadkowych przechodniów, inni próbują użyć przypadkowego imienia z pobliskiego nagrobka. Każdy ze świadków takiego zdarzenia nie wie co ma o tym myśleć, gdyż postacie giną za rogiem lub najbliższym grobowcem.

źródło: dannydutch.net


Będąc na tym cmentarzu ma się wrażenie, jakby wiele oczu śledziło każdy twój krok. Tak czasem się ma w różnych dziwnych miejscach, które niektórzy określają mianem "nawiedzonych".


Ale czy cmentarz Highgate jest nawiedzony?



LATA 70. ŁOWCY I POLOWANIE NA WAMPIRA Z HIGHGATE

Jeżeli nazwiska Sean Manchester i David Farrant coś Ci mówią, to znaczy, że a) interesujesz się historią Highgate, b) interesujesz się wampirami, wampiryzmem itd., c) chcesz zostać łowcą wampirów niczym twoi guru.
Szybko przybliżę Wam te dwie postaci, żeby było łatwiej je odróżnić.

Sean Manchester - uważał, że wampir to byt zarówno fizyczny jak i duchowy.
Miał upodobanie w krzyżach, Piśmie Świętym, modlitwach, etc. Został księdzem. (zdj. poniżej)
źródło:andrewgough.co.uk


David Farrant - uważał, że wampiry to duchy uwięzione na ziemi, które w pewnych warunkach potrafią zaatakować żyjącego człowieka. Był przewodniczącym Brytyjskiego Towarzystwa Parapsychologicznego i Okultystycznego (BPOS). (zdj. poniżej)
źródło:highgatevampire.blogspot


Jak widać, tych dwoje nie mogło znaleźć wspólnego języka... także rywalizowali ze sobą, komu uda się zgładzić wampira.


W tamtym czasie głośno było o dwumetrowej ciemnej zjawie, która napadała na ludzi, szczególnie na kobiety na terenie cmentarza lub w niedalekim jego obrębie. Znajdowano też martwe zwierzęta, rzekomo osuszone do ostatniej kropli krwi. W innych relacjach można było dowiedzieć się o upiorze przypominającym ogromnego nietoperza i jego ofiarach, które zgłaszały się do szpitala z ranami na szyi.
Winą obarczano też młodzież zainspirowaną czarną magią i okultyzmem, gdyż ślady ich bytowania też znajdowano na terenie Highgate.

Ideologiczno-filozoficzne przepychanki między Farrantem a Manchesterem przyciągały media. Co się dziwić, prawdziwi łowcy wampirów to dobry temat do telewizji, czy gazety. Przeprowadzono wywiady z jednym i drugim. A Manchester podzielił się swoim zamiarem wkroczenia na Highgate by ostatecznie zniszczyć wampirzą bestię.
Farrant nie odpuścił. Chciał być pierwszy... Zakradł się na zamknięty cmentarz. Policja złapała go z młotem i osikowym kołkiem w dłoniach. Postawiono mu zarzut nielegalnego wtargnięcia na teren cmentarza oraz zbezczeszczenia grobów. Jednak prędzej i tak dokonał tego, co chciał, zakradając się pewien czas wcześniej do podziemi, gdzie wraz ze swoimi przyjaciółmi odprawił rytuał egzorcyzmujący wampira.
Manchester natomiast kilka lat po tych zdarzeniach twierdził, że któregoś dnia znalazł ciało potępionego w opuszczonym domu blisko Highgate i bohatersko odesłał go do piekła.


NA TYM ZDJĘCIU RZEKOMO WIDAĆ WAMPIRYCZNĄ ZJAWĘ (nie mam pojęcia czy to ta postać, czy coś innego...) źródło: gothicpress.freeserve.co.uk



Zarówno Farrant, jak i Manchester wydali wiele książek poświęconych opisanym powyżej wydarzeniom. Często można zauważyć ich w programach dokumentalnych traktujących o wampirach. Mimo tej komicznej nieco krucjaty Highgate do tej pory przyciąga nie tylko miłośników wampiryzmu, ale też okultystów, czy entuzjastów zjawisk paranormalnych...



EPILOG

Nie mówię, że na Highgate jest lub był wampir, wampiryczny upiór, czy wielki nietoperz...
Jednak miejsce to ma w sobie specyficzny klimat. Powiedziałabym energię, która może dawać różne odczucia ale też wywoływać zjawiska.

Może cienie, przechadzające opuszczonymi alejkami chcą, aby ktoś je zauważył, gdyż ich groby i grobowce niszczeją w zapomnieniu?

Może dwumetrowa ciemna zjawa to udręczona dusza któregoś z utrapieńców z alei wyklętych?

Może Farrant i Manchester mieli w czymś rację...?

Jedno jest pewne. Cmentarz Highgate jest i pozostanie nieodkryty dla ludzkich umysłów.
Nigdy nie wiesz kogo lub co możesz spotkać, przechodząc tymi alejami...


źródło: en.wikipedia.org






Mam jeszcze dla Was coś wygrzebanego z sieci, a mianowicie dokument Davida Farranta "W poszukiwaniu wampira z Highgate" z 1997 roku. Jakość pozostawia wiele do życzenia i nagranie nie ma lektora, ani napisów polskich, jednak jeżeli ktoś chciałby obejrzeć, to tutaj link:






BONUS


Dzisiejszy post był nieco wampiryczny. Chciałabym dowiedzieć się co Wy sądzicie na temat Highgate, albo ogólnie na temat wampirów w podaniach ludowych i nie tylko. Kto wie, może w tej tematyce lub podobnej pojawi się tu więcej postów.

Aby zakończyć definitywnie, podzielę się z Wami utworem muzycznym w temacie. Miłego słuchania! :)